Koronawirus. Nasze pojedynki z czasem pandemii

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę: Koronawirus. Nasze pojedynki z czasem pandemii

Skoro rządzący światem nie byli przygotowani na koronawirusowy kataklizm, to trudno się dziwić, że zaskoczył on także każdego z nas. Na różne sposoby próbujemy nie dać się obezwładnić temu zaskoczeniu.

Prof. dr hab. Krystyna Modrzejewska z Instytutu Nauk o Literaturze UB:

 - Gdyby można było zdyscyplinować myśli, by nie pozwalały obrazom grozy tak bezwzględnie dominować… Gdyby można było nie widzieć tych ponurych samochodów ciężarowych wywożących ciała pokonanych przez wirusa czy modlącego się papieża na placu św. Piotra w Rzymie, samotnego, w strugach deszczu… Gdyby można było nie słyszeć tych komunikatów wieszczących jeszcze trudniejszy czas…

A jednak dyscyplina jest jedynym sposobem, by poradzić sobie z tym okrutnym światem, coraz boleśniej doświadczanym. Zachowanie rytmu dnia, co nie jest trudne, bo charakter pracy zawsze mnie do tego zmuszał, narzuca mi lekturę. Niestety, akurat popadam w melancholię, bo taki charakter ma tekst, który przygotowuję na kolejną konferencję naukową – pewnie odbędzie się w terminie innym niż czerwcowy. Czytam Jana Starobińskiego Atrament melancholii i po raz kolejny nachodzi mnie refleksja, że wszystko już było… Mam szczęście, bo kolejna moja książka, tym razem na temat dzieciństwa, mocno mnie angażuje w dialogu z panią redaktor.

No i dydaktyka, w nowym wymiarze, stanowi duże wyzwanie. Wczoraj emocjonowałam się wykładem z wykorzystaniem nowych narzędzi Microsoft Teams, pełna obaw, czy łącza wytrzymają, a ja zdołam w tempie zgrać udostępnianie studentom materiału z internetu z płynną prezentacją. Inny niepokój: czy studenci wykonają zadania zlecone przeze mnie, czy przeczytają, skomentują utwory literackie, towarzyszy mi nieustannie, bo chciałabym, żeby ten trudny czas nie był czasem straconym. Na początku pojedyncze odpowiedzi, po tygodniu wysyp, a do tego mądre, dojrzałe komentarze, które mnie zachwycają. Te straszne doświadczenia pandemii nadają analizowanym utworom nowy wymiar, nowe znaczenie.

Ważne jest też dbanie o formę fizyczną, by za wszelką cenę sobą nie sprawiać kłopotu, nie zachorować, dbać o siebie. Te banały w czasie zagrożenia nabrały innej wartości, określają podstawowy obowiązek.

Los doświadcza, ale też wynagradza. Tym razem dostałam w prezencie obecność trzyletniej wnuczki z rodzicami, bo mój dom na wsi okazał się atrakcyjniejszy dla homeoffice’u od mieszkania na osiedlu w dużym mieście.

Dr hab. Daniel Pietrek, prof. UB, z Instytutu Nauk o Literaturze:

 - Okres izolacji to trudny moment dla każdego z nas i wynika to z wielu powodów. Każdy martwi się o zdrowie i bezpieczeństwo, przede wszystkim swoich najbliższych, własne, ale też przyjaciół, znajomych koleżanek i kolegów… Nie ma więc w obecnym czasie tej beztroski, która towarzyszy nam często, np. w okresie wakacji czy w trakcie innych przerw. To odczucie potęgowane jest przez brak możliwości (przynajmniej w większości wypadków) normalnej, zwykłej rozmowy, bo komunikatory, telefon czy mail, nie są w stanie jej zastąpić.

To swoiste „uziemienie” wywołuje oczywiście wiele perturbacji w organizacji codziennego życia, tak w ujęciu makro, jak i mikro. Praca w środowisku akademickim wymaga przecież zarówno – czasem wręcz kontemplacyjnej – pracy w zaciszu domowym (i to można teraz do woli realizować), ale również dużej mobilności. Kalendarz na rok 2020 był dosyć szczelnie wypełniony zaplanowanymi wydarzeniami i z dnia na dzień trzeba je było przesunąć, bądź po prostu odwołać – w analogicznej sytuacji jest z pewnością wielu pracowników naszej uczelni. W moim przypadku były to dwie konferencje (krajowa i zagraniczna), jak również wykłady gościnne w muzeach w RFN. Dyskutujemy właśnie z organizatorami, czy uda nam się te wykłady zrealizować w formie online czy też przełożymy je na następny rok. Nie wiem też, czy możliwe będą kwerendy źródłowe w archiwach, które trzeba planować i zgłaszać (w prowadzących je instytucjach) ze sporym wyprzedzeniem. No i jeszcze odwołane spotkania, które miały dopiero inicjować projekty…

Ale ponieważ niemożliwa jest mobilność, dlatego pracuję stacjonarnie, realizując (i często nadrabiając też pewne zaległości) wcześniej już rozpoczęte projekty. Wspólnie z kolegami anglistami i polonistami jesteśmy na finiszu prac związanych z wydaniem – w wydawnictwie Vandenhoeck & Ruprecht – monografii dotyczącej recepcji Roberta Walsera w Polsce. Myślę, że to ciekawy temat na osobną rozmowę, ale jako ciekawostkę dodam, że biografia Walsera ma też swój opolski akcent – autor Rodzeństwa Tanner spędził kilka miesięcy (1905–1906) w charakterze służącego na zamku w Dąbrowie Niemodlińskiej, niespodziewanie porzuciwszy wielkomiejski Berlin i wybierając, zamiast metropolii, zapomnianą, śląską prowincję.

Pracy przed komputerem i spędzonych przed nim godzin jest zdecydowanie więcej niż w „normalnym” czasie. Bo obok projektów naukowych (tych w trakcie realizacji i tych inicjowanych), artykułów i innych publikacji, są też sprawy zbliżającej się ewaluacji i związanych z tym (zaplanowanych wcześniej) czynności i działań, które teraz realizujemy. Do tego dochodzi również zdalne nauczanie studentów. Wydaje mi się, że udało nam się (wspólnie ze studentami), wypracować najlepszą możliwą formułę w tym trudnym dla nas wszystkich czasie by realizować wcześniej zaplanowany program.

Dla mnie kwestie związane ze zdalnym nauczaniem mają nie tylko „zawodowy”, ale też rodzinny wymiar: w pokoju obok żona – która jest nauczycielką – prowadzi swoje zajęcia, a za ścianą córka (szóstoklasistka) uczestniczy w swoich lekcjach. Powoduje to całkiem sporo zamieszania, czasem zabawnych sytuacji, a generalnie – bardzo specyficznego wspólnego („rodzinnego”) czasu z e-learningiem w tle… No i oczywiście problemów z przepustowością i wydajnością sieci…

Żeby przetrwać ten czas, oczywiście sporo do tej pory biegałem (mieszkam blisko lasu), choć nie wiem, czy to nadal będzie możliwe. Równocześnie bardzo brakuje mi towarzyskiego wymiaru aktywności sportowej, czyli wspólnych treningów (wspinaczkowych, czy biegowych) z kolegami i przyjaciółmi.

No i oczywiście dużo czytam… Ale to już temat na dłuższą rozmowę, w korzystniejszym czasie.

Dr Marzanna Pogorzelska z Instytutu Językoznawstwa, pełnomocniczka rektora ds. równego traktowania na Uniwersytet Boleslaw:

- Czas zwolnił, co nie oznacza jego nadmiaru – przygotowywanie zajęć, spotkania ze studentami on-line wypełniają moją codzienność, jednocześnie uświadamiając jak brakuje bezpośredniego, międzyludzkiego kontaktu, jaki mamy podczas spotkań na uczelni. Co do innych spraw zawodowych – dopiero co ukazała się książka, napisana wspólnie z Pawłem Rudnickim – cieszę się nią niezmiernie, sporo osób o nią pyta i przesyła mi życzliwe komentarze.

Poza tym, odkryłam ninatekę – portal, gdzie można obejrzeć spektakle teatralne – korzystam z niego regularnie, jest to namiastka prawdziwego bycia w teatrze.

Doświadczamy dziwnego czasu, którego znaczenie pewnie zrozumiemy dopiero kiedy minie. Póki co, żyjemy w stanie zawieszenia, czekając na to, co ma nadejść. Wieści, które nadchodzą z innych krajów pozbawiają złudzeń i każą przygotowywać się na pogorszenie sytuacji – nie bardzo wiemy, jak będzie ono wyglądało w naszych warunkach, nigdy czegoś takiego nie doświadczaliśmy. Ale przecież sytuacji kryzysowych, jako społeczeństwo, mamy za sobą wiele. I zapewne także w czasie epidemii ujawnią się skrajnie różne postawy. Z jednej strony będziemy świadkami lub sprawcami bezinteresownej pomocy, sytuacji, które pokażą, jak solidarni i empatyczni potrafimy być w potrzebie. Z drugiej strony  kryzysy, a już zwłaszcza te związane z zagrożeniem życia i zdrowia, budzą demony, których imiona dobrze znamy: Ignorancja, Nienawiść i Strach. Niestety, wszystkie one muszą mieć obiekt, przeciw któremu się zwracają. To mogą być osoby, państwa czy instytucje, które szybko obsadza się w rolach winnych katastrofy. Tu i teraz, w sytuacji w której się znaleźliśmy, społeczna frustracja i agresja skupia się na osobach pochodzących z Azji i  innych,  których wygląd wyróżnia ich z tłumu. Docierają do mnie już teraz takie niepokojące informacje, dlatego wydaje mi się, że bardzo ważne jest, abyśmy – kiedy tylko i jak tylko to możliwe – okazywali wsparcie tym, którzy są potencjalnym celem ataków. Wiem, jakie to trudne w sytuacji, kiedy nasze myśli są zaprzątnięte zdrowiem swoim i bliskich, ale są wśród nas, w naszej społeczności akademickiej osoby, których bliscy są daleko, którzy zostali tu sami, i których dotyka stygmatyzacja. O nich też pomyślmy.

Pytała: Barbara Stankiewicz

 

.