Imię i nazwisko:
Tomasz Bartków
Ukończony kierunek:
Ekonomia (o specjalności organizacja i zarządzanie)
Czym obecnie się zajmujesz?
Szef Sprzedaży Regionalnej Grupy RMF.
Projektowanie i realizacja kampanii promocyjnych oraz akcji specjalnych dla klientów lokalnych i ogólnopolskich
Jakie działania podejmowałeś w czasie studiów, które pozwoliły Ci osiągnąć to, czym teraz się zajmujesz?
Szczerze? Z tamtego punktu widzenia wydawało się, że nie robię nic szczególnego. Byłem normalnym studentem prowadzącym “studenckie życie” – nauka, imprezy, imprezy, nauka. Fakt, że studiowanie potraktowałem dość wybiórczo. Szczególną uwagę poświęcając tym przedmiotom, czy zagadnieniom, które bardziej mnie interesowały. Były nimi niewątpliwie promocja, reklama, grafika komputerowa oraz aktualne trendy dotyczące tej tematyki. Niezwykle zaciekawił mnie także temat organizacji i zarządzania z szczególnym akcentem na innowacje. Usprawnianie różnych procesów jest dla mnie do dziś niezwykle ciekawą materią. Co łączy innowacje z promocją, czy reklamą – z pozoru zupełnie niepowiązane zagadnienia? Są nimi niewątpliwie inwencja i kreatywność. Z dzisiejszego punktu widzenia wiem, że są to moje najmocniejsze strony. Elementy, które pomagają mi nieustanie podnosić moje kwalifikacje i przeć do przodu. Niczym, żeglarz (jedna z moich pasji) ustawiać żagle do aktualnie panującego “wiatru” (trendów rynkowych).
Szczególnym akcentem, który mile wspominam i był dla mnie niewątpliwą przygodą, był udział w Stowarzyszeniu Europejskiego Forum Studentów AEGEE, skupiającym studentów kierunków ekonomicznych. W ramach Wielkopolskiego oddziału miałem przyjemność pełnić funkcję vice Prezesa. Działalność w ramach tego stowarzyszenia, podróże, spotkania, realizowane projekty, ale i niezapomniane imprezy, dały mi ogromny bagaż doświadczenia, z którego czerpię do dziś. Kto z (tamtego okresu) nie pamięta “Bus Party” organizowanego w ramach Piastonaliów w POZNAN… Byłem jednym z pomysłodawców i współorganizatorów tego projektu i zarazem wydarzenia. To klasyczny przykład jak połączyć przyjemne z pożytecznym. Innymi słowy zrobić coś po studencku. Na dobrą sprawę wewnętrznie czuję, że nadal nim jestem. To rodzaj myślenia, z którego wcale nie trzeba rezygnować.
Czym dla Ciebie jest sukces?
To jak postrzegamy sukces w mojej ocenie zależy od tego czy działania, które podejmujemy robimy z myślą o akceptacji “na zewnątrz”, czy “od wewnątrz”. Mam na myśli to, czy motorem naszych działań są inni ludzie, ich akceptacja, szacunek itd. Czy też głównym punktem odniesienia jest samoakceptacja. Ja należę do tej drugiej grupy. Byłbym nieszczery gdybym powiedział, że zdanie innych (najbliższych, otoczenia, współpracowników, środowiska itd.) nie ma dla mnie znaczenia. Ma znaczenie ogromne i jest motorem do działania. Głos płynący “z wewnątrz” i samoocena są jednak dla mnie głównym punktem odniesienia i tego, czy coś postrzegam jako sukces. Słowo porażka raczej zostało wyeliminowane przeze mnie z mojego słownika. Stan, w którym z jakichś powodów nie osiągnąłem zamierzonego celu jest stanem przejściowym. Nigdy nie postrzegam go jako ostateczny. To punkt, w którym sytuacje należy zobaczyć z wielu możliwych perspektyw (zawsze szukać nowych). Przeanalizować, wyciągnąć wnioski, wprowadzić innowację i ponowić proces, którego efektem jest realizacja założonego celu. Patrząc wstecz muszę przyznać, że w moim przypadku zazwyczaj prędzej czy później osiągam cele, które przed sobą stawiam. Innymi słowy, sukces w mojej ocenie to stan, w którym dochodzimy do punktu, który sobie wyznaczyliśmy. Oczywiście im droga do celu była trudniejsza, bardziej zawiła i kręta, taki sukces smakuje lepiej. Nieustanne podnoszenie poprzeczki powoduje, że stajemy się coraz lepsi i osiągamy coraz większe sukcesy. Skutek “uboczny”, który z moim wrodzonym ADHD chyba najbardziej lubię to to, że nigdy nie stoimy w miejscu i takie działanie nieustannie pcha nas do przodu. Takie swoiste “perpetuum mobile”, które ciągle pcha nas do przodu i powoduje, że na swój sposób jesteśmy skazani na sukces. Potknięcie nie jest efektem finalnym, a jedynie etapem na drodze do celu. Tyle i aż tyle.
A co jest Twoim największym sukcesem?
To pytanie jest dla każdego chyba najtrudniejsze. Ja będę chyba w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie stając przed obliczem “Stwórcy”, ale tak poważnie. Nie chcę, aby to zabrzmiało jak próba “uniku” przed tym pytaniem. Prawda jest jednak taka, że nigdy nie fokusuję się jednak na jednym konkretnym celu – sukcesie, który udało mi się osiągnąć. Osiągam ten stan i od razu szukam kolejnego celu. Być może właściwą odpowiedzią będzie, że sukces dla mnie to nieustanne osiąganie sukcesów lub jak ktoś woli – nieustanne osiąganie celów, które przed sobą stawiamy. Nie spoczywanie na laurach, tylko szukanie i realizacja trudniejszych i bardziej wymagających wyzwań. Użyję pewnej piłkarskiej analogii. Będąc na boisku nie skupiam się na strzeleniu jednego gola. Jeśli udaje mi się ta sztuka to myślę o kolejnej akcji, zablokowaniu przeciwnika, czy odebraniu piłki, dobrym uderzeniu, udanym dryblingu itd. Jednym słowem cały przebieg „spotkania” ma znaczenie. Być może – ta analogia o „Stwórcy” nie była wcale taka nie na miejscu. Jednym słowem życie cały czas się toczy. Każdy mały sukces, składa się w ten duży czy większy na końcu drogi, a ja jestem ciągle na jej początku. Przynajmniej mam taką nadzieję. Potrafię sobie wyobrazić jeszcze wiele wyzwań, które ciągle przede mną. Nie mogę lekceważyć także życia, które lubi zaskakiwać i dołoży “odrobinę” wyzwań od siebie. Patrząc wstecz, nie ukrywam robię to z uśmiechem. Ciągle jednak jestem na etapie grawerowania literki “S” w słowie sukces. W myśl przysłowia, że “apetyt rośnie w miarę jedzenia” wszystko jeszcze przede mną. Gdybym miał coś doradzić w tej materii – warto cieszyć się każdym, nawet najdrobniejszym sukcesem. Warto także te codzienne sukcesy zapisywać. Znajdź jeden sukces każdego dnia i go zapisz. Na koniec roku będziesz ich miał 365. Pamięć ludzka ma to do siebie, że jest ulotna. W sytuacji utraty energii, pewności siebie, co prędzej czy później spotyka każdego, warto sięgnąć do tej lektury. To daje moc. Siła tego przekazu jest tym większa, że to są nasze własne doświadczenia, a nie jakiegoś tam Pana “Henia” (w tytule książki na półce w księgarni), który został królem sprzedaży. To nasza własna siła i doświadczenia. One zawsze poniosą nas do przodu. Warto z niej czerpać.
Wracając jednak do meritum i do pytania “co jest moim największym sukcesem”. Tak na gorąco myśl, która przyszła mi do głowy w trakcie odpowiedzi na to pytanie – podam ją jako przykład tego, o czym pisałem powyżej: Jestem dumny z faktu, iż Grupa RMF po raz 5 z rzędu została wybrana przez “Media & Marketing Polska” najlepszym biurem reklamy radiowej w Polsce. Osoby, które mnie znają wiedzą, że bezapelacyjnie jestem indywidualistą. Czasami fajnie jest jednak poczuć, że nasze działanie składa się na większy sukces, że to dzięki naszej pracy czy postawie “wynik tego spotkania” jest taki, a nie inny. Odwracając nieco perspektywę i oceniając ten sukces przez pryzmat mojego, “małego”, lokalnego podwórka. To co daje mi największą siłę i satysfakcję to fakt, że klienci których obsługuję, dla których projektuję kampanię, którzy zaufali mojej osobie i doświadczeniu, dla których zostawiam serce, nie tylko do mnie wracają, pracując ze mną w kolejnych latach i realizują ze mną kolejne projekty. Największą nagrodą i poczuciem dobrze wykonanej roboty jest to, że polecają mnie innym. To zdecydowanie mogę nazwać sukcesem. Kropka.
Co byś poradził studentom, którzy stawiają pierwsze kroki na drodze rozwoju swojej kariery?
Na tym etapie? Jedynie tyle, żeby spojrzeli w głąb siebie i znaleźli własną pasję i motywację. To jest najlepszy motyw do działania, który w przyszłości sam dołoży wszystkie potrzebne cegiełki. Jak wzajemne przyciąganie dwóch ciał w fizyce sprawi, że jeśli w coś mocno uwierzymy, to potrzebne elementy same pojawią się na naszej drodze. Wystarczy mieć tylko oczy szeroko otwarte i być gotowym do ciężkiej pracy. Nie ma się co oszukiwać. Sukces nie leży na ulicy. Trzeba być gotowym, ale mieć także siłę i odwagę po niego sięgnąć. Jestem przekonany, że każdy ma to w sobie. Trzeba jedynie znaleźć właściwy przycisk lub dla fanów Atari czy C64 wcisnąć przycisk “auto fire” i nie patrzeć za siebie, tylko przed siebie. Polecam także codzienny element, narzędzie o którym już wspominałem. Zapisujcie swoje codziennie sukcesy, nawet te najmniejsze i wracajcie do tej lektury. Zapewniam, że w przeciwieństwie do tych, które pamiętam z podstawówki, ta Was nie znuży. Szczególnie w obliczu gdy w sercu lub za oknem deszcz i plucha – doda Wam pewności siebie i siły do działania. Energia w dzisiejszych czasach, tym bardziej darmowa, jest na wagę złota.